Czy może stać się przestrzenią życia, narracji, spotkania?
Sierpień na Archilabie to miesiąc podwójnych fasad. Nie traktujemy ich wyłącznie jako detalu technicznego, lecz jako przestrzeni, która staje się nową warstwą życia – buforem klimatycznym, filtrem światła, a czasem sceną, na której rozgrywa się relacja między wnętrzem a miastem. To cykl pytań o to, jak architektura radzi sobie z napięciem pomiędzy tym, co prywatne, a tym, co publiczne.
„Dom z galeriami w murze” wyrasta właśnie z tego napięcia. Z daleka wygląda jak milczący, monumentalny blok. Z bliska jednak odkrywa swoją tajemnicę: w ciężkiej, monolitycznej fasadzie wycięto głębokie nisze. Każda z nich działa jak rama – raz eksponuje rzeźbę, innym razem kadruje światło, cień albo fragment życia. To architektura, która nie pokazuje wszystkiego od razu, lecz odsłania rzeczywistość w starannie wybranych fragmentach.
Dzięki temu artysta, który mieszka i pracuje w tym domu, nie musi wybierać między pełnym odsłonięciem a całkowitym zamknięciem się przed światem. Może wystawiać swoje prace na widok publiczny w kontrolowany, zmienny sposób. Może używać fasady jak kuratorskiego narzędzia – codziennie inaczej zestawiając dzieło, światło i przestrzeń.
To właśnie dlatego warto czytać dalej. Ten wpis pokazuje, jak druga fasada może być czymś więcej niż filtrem klimatycznym – może stać się galerią, pamiętnikiem i manifestem prywatności zarazem.

Czy fasada, zamiast tylko domykać ulicę, może stać się punktem zatrzymania?
„Dom z galeriami w murze” staje przy jednej z bocznych ulic w historycznej części miasta. To miejsce, gdzie codzienność pulsuje w równym rytmie: poranne dostawy do piekarni, dzieci idące do szkoły, przechodnie z zakupami, wieczorne spotkania w małych kawiarniach. Fasady okolicznych kamienic są skromne, nieco zużyte, ale wciąż żywe – pełne detali, które przypominają o przeszłości.
W ten krajobraz wpisuje się nowy dom – masywny, o spokojnej, monumentalnej bryle. Na tle otoczenia wydaje się niemal zamknięty, jak milcząca ściana. Ale to pozorne wrażenie. Z bliska okazuje się, że fasada jest rzeźbiona – wycięte nisze otwierają przed przechodniem fragmenty zupełnie innego świata. Raz widzimy w nich rzeźbę podświetloną punktowo, innym razem grę cieni, a jeszcze innym – zieloną kompozycję roślin wtopioną w mur.
To nie przypadek, że lokalizacja została wybrana właśnie tutaj. W gęstej tkance, gdzie każdy metr elewacji ma swoje znaczenie, druga fasada staje się czymś więcej niż prywatną ochroną. Jest gestem wobec miasta – daje coś w zamian: moment zatrzymania, kadr, doświadczenie. Dom zyskuje charakter manifestu, a ulica – swój nowy znak, punkt orientacyjny i miejsce mikrospotkań.

Czy prywatny dom może być jednocześnie azylem i platformą otwartą dla przechodniów?
Inwestorem jest artysta-rzeźbiarz, który od lat mieszka w tej części miasta i czuje silną więź z jej rytmem. Chce, aby jego dom nie był jedynie miejscem pracy i prywatnym azylem, ale także narzędziem dialogu z otoczeniem. Jego marzeniem jest, by sztuka, którą tworzy, mogła funkcjonować w przestrzeni codzienności – bez biletów, godzin otwarcia i instytucjonalnej ramy.
Nie chce jednak rezygnować z intymności życia rodzinnego. Dom ma dawać poczucie schronienia, być przestrzenią skupienia i pracy. Dlatego druga fasada została pomyślana jako bufor i ekran: monumentalna ściana, w której wycięto głębokie nisze. To one stają się scenami dla rzeźb – kadrami, które można oglądać z ulicy. Część z nich pozostaje otwarta i dostępna, inne chronione szybą lub światłem, które sugeruje, ale nie dopowiada wszystkiego.
Dzięki temu inwestor może decydować o stopniu otwarcia – czasem pokazuje pełne dzieło, innym razem tylko jego fragment lub cień. Dom jest więc jednocześnie pracownią, mieszkaniem i prywatną galerią, która wpisuje się w miejską codzienność i nadaje jej nową warstwę.
Czy prywatność i otwartość muszą się wykluczać?
Prywatność i otwartość nie muszą być przeciwieństwami – mogą współistnieć w jednej przestrzeni, jeśli architektura umiejętnie je negocjuje. Dom nie musi być ani przezroczystym akwarium, ani zamkniętą twierdzą. Może stać się filtrem, który selekcjonuje to, co pokazuje światu, i ramą, która kadruje rzeczywistość.
W przypadku „Domu z galeriami w murze” fasada staje się narzędziem tej selekcji. To ona decyduje, które fragmenty twórczości artysty trafiają do przechodnia, a które pozostają w intymności wnętrza. Prywatność okazuje się więc nie kwestią muru, lecz świadomego kadrowania spojrzenia – wybierania, co i kiedy ma być widoczne.
Jak dać przechodniowi kontakt ze sztuką, nie wystawiając przy tym całego domu na widok?
Jak stworzyć dom, który spełni oczekiwanie artysty – łącząc w sobie azyl do życia i pracy z otwartością wobec miasta? Tradycyjne rozwiązania okazują się niewystarczające.
Przeszklona elewacja daje widoczność, ale wystawia prywatność na nieustanne spojrzenia. Pełny mur chroni intymność, ale całkowicie odcina twórczość od otoczenia. Klasyczna galeria oddziela życie artysty od widza, zamiast wpleść sztukę w codzienny rytm ulicy.
Problem polega więc na znalezieniu formy pośredniej – takiej, która pozwoli przechodniowi zetknąć się ze sztuką w naturalnym rytmie dnia, a jednocześnie nie naruszy spokoju mieszkańca. Architektura musi stać się balansującą membraną: nie za blisko, nie za daleko, nie za głośno, ale na tyle wyraźnie, by obecność artysty była odczuwalna w przestrzeni miasta.
Czy ściana mogłaby stać się rzeźbą, a jej otwory – galeriami?
Rozwiązaniem jest druga fasada potraktowana nie jak lekki ekran czy filtr klimatyczny, ale jak monolityczna powłoka, w której wycięto głębokie nisze pełniące rolę mikrogalerii. To nie jest fasada przejrzysta ani neutralna – to rzeźbiarska ściana, która sama w sobie staje się sceną.
Od strony ulicy dom wygląda jak masywny blok, niemal milczący i zamknięty. Jednak w jego powierzchni pojawiają się wycięcia: prostokątne, pionowe szczeliny, kwadratowe otwory, okrągłe kadry. Każde z nich to rama, w której artysta może prezentować swoje prace – rzeźby, instalacje, obiekty efemeryczne. Niektóre nisze są głębokie na tyle, by przechodzień mógł wejść i zatrzymać się wewnątrz. Inne pozostają niedostępne, eksponując dzieło tylko z dystansu.
Koncepcja zakłada, że sztuka nie jest zamknięta w instytucji, lecz wpisana w codzienny krajobraz. Nisze stają się scenami, które ogląda się w przelocie – podczas spaceru, drogi do pracy, wieczornego powrotu. Architektura działa jak kurator: wybiera, co pokazać, jak skadrować i w jaki sposób oświetlić. Nocą, dzięki punktowemu światłu, cała fasada zamienia się w miejską latarnię – subtelny spektakl cieni i świateł.
W ten sposób dom zyskuje podwójną rolę: prywatny azyl dla artysty i publiczną galerię wplecioną w rytm ulicy. To architektura, która nie tyle oddziela wnętrze od zewnętrza, ile buduje pomiędzy nimi warstwę narracji i spotkania.
Czy może chronić prywatność, a jednocześnie otwierać na świat?
Podwójna fasada w tym domu nie pełni jednej funkcji. Jej rola jest wielowarstwowa, tak jak sama idea galerii wpisanej w mur.
- Kuratorska – nisze stają się ramami dla rzeźb i instalacji. To fasada decyduje, co zostanie pokazane, w jakim kadrze i pod jakim światłem. Architektura działa jak cichy kurator.
- Ochronna – gruba powłoka tworzy bufor prywatności. Życie artysty pozostaje za monolitem, podczas gdy na zewnątrz toczy się dialog ze sztuką.
- Świetlna – w ciągu dnia nisze kadrują naturalne światło, nocą zamieniają się w latarnię. Dzięki oświetleniu punktowemu fasada żyje własnym rytmem, podkreślając obecność sztuki także po zmroku.
- Klimatyczna i akustyczna – masywna powłoka chroni wnętrze przed nadmiarem słońca i hałasem miejskim. Nisze różnej głębokości działają jak naturalne rozpraszacze światła i dźwięku.
- Społeczna – niektóre wycięcia zaprojektowano tak, by można było w nie wejść, usiąść, zatrzymać się. Fasada staje się więc miejscem mikrospotkań, punktem zawieszenia w codziennym rytmie miasta.
- Ekologiczna – wybrane nisze pełnią rolę donic lub małych ogrodów retencyjnych, wprowadzając zieleń wprost w strukturę muru.
- Symboliczna – monolit z otworami to obraz napięcia między prywatnym a publicznym, zamknięciem a otwarciem. Każda nisza jest jak ślad – pamięć, fragment, opowieść.
Podwójna fasada w tym projekcie nie jest więc ani czysto technicznym rozwiązaniem, ani dekoracją. To narzędzie narracji, filtr i przestrzeń ekspozycji w jednym.
Jak zbudować taką fasadę, by była i monolitem, i przestrzenią narracji?
Druga fasada „Domu z galeriami w murze” działa trochę jak gruba skóra, nacięta i wyrzeźbiona w odpowiednich miejscach. Jest odsunięta od właściwej bryły domu o około dwa metry, tworząc pomiędzy nimi wąski bufor powietrzny. Dzięki temu przestrzeń mieszkalna jest lepiej chroniona przed upałem, chłodem i hałasem ulicy.
Całość można wykonać z prefabrykowanych płyt betonowych barwionych w masie – ciemnych, lekko chropowatych, które wyglądają jak monolit. Alternatywą jest cegła klinkierowa układana warstwowo albo panele z kompozytu mineralnego, które dają lżejszy efekt, ale pozwalają na precyzyjne wycinanie kształtów. Ważne, by powierzchnia była gładka i jednolita – tak, aby nisze odcinały się mocno, jak rzeźby w kamieniu.
Nisze to serce całej konstrukcji. Wycinane w prefabrykatach lub budowane jako ramy wmurowane w fasadę, mają różne głębokości – od płytkich (20–30 cm, tylko na małe obiekty) po pełne wnęki głębokie na metr, w które można wejść. Każda nisza ma własny ukryty system oświetlenia – punktowe LED-y zamontowane w górnych krawędziach. Dają efekt muzealny: nocą rzeźby i przedmioty wydają się unosić w ciemności.
Od strony konstrukcyjnej całość przypomina podwójny mur. Pierwsza warstwa – ta monolityczna, widoczna – to ekran ekspozycyjny. Druga, schowana za nią, to właściwa ściana domu z oknami, które otwierają się na przestrzeń buforową. Dzięki temu dom jest doświetlony i przewietrzany, ale nie odsłonięty.
W wybranych niszach można umieścić szkło ochronne – bezpieczne, hartowane, żeby zabezpieczyć delikatniejsze prace. W innych, zwłaszcza tych głębszych, przewidziano możliwość wejścia przechodnia – posadzka w niszy wykonana jest z trwałego kamienia lub drewna, odpornego na intensywne użytkowanie.
Technika łączy się tu z symboliką: ściana wygląda jak jednolity blok, ale w rzeczywistości jest systemem otwarć, kadrów i mikroprzestrzeni, które nadają jej rytm. To prosta zasada – monolit i wycięcia – która w efekcie daje bardzo bogatą narrację.
Czy architektura musi wybierać między prywatnym a publicznym?
„Dom z galeriami w murze” to przykład architektury, która nie wybiera między pełnym otwarciem a całkowitym zamknięciem. To manifest pośredniości – budynek, który chroni życie prywatne, a jednocześnie oddaje coś miastu. Fasada nie jest tutaj płaską skórą, lecz przestrzenią narracji. Nisze stają się ramami: dla sztuki, dla światła, dla ulotnych obrazów codzienności.
Ten dom uczy, że prywatność nie polega na budowaniu murów, a otwartość nie wymaga pełnej przezroczystości. Architektura może negocjować – wybierać, co pokazuje, a co zachowuje dla siebie. Właśnie w tej selekcji rodzi się wartość: sztuka, która trafia na ulicę, i życie, które pozostaje nienaruszone.
W szerszym ujęciu „Dom z galeriami w murze” jest też metaforą roli podwójnych fasad we współczesnej architekturze. To nie tylko ochrona klimatyczna czy techniczny bufor, ale narzędzie budowania relacji. Może stać się sceną dla sztuki, filtrem dla światła, przestrzenią spotkania. Sierpniowy cykl na Archilabie pokazuje, że w tej warstwie pośredniej kryje się ogromny potencjał – zarówno praktyczny, jak i symboliczny.