Jak zatrzymać wodę, zanim zniknie?
To pytanie brzmi dziś jak slogan kampanii społecznej albo tytuł manifestu. Ale powinno być czymś znacznie bardziej codziennym – pytaniem, które zadajemy sobie przy każdym projekcie. Przy każdej decyzji o dachu, o nawierzchni, o spadku terenu. Bo woda znika nie wtedy, gdy nie pada. Woda znika wtedy, gdy nie ma dla niej miejsca. Gdy wszystko spływa – z blachy, z betonu, z membran dachowych prosto do kanalizacji. I nawet jeśli deszcz wciąż się pojawia, to nie zostaje z nami na dłużej.
W miastach Europy Środkowej deszcz nie jest rzadkością – ale retencja już tak. Od lat projektujemy budynki i przestrzenie publiczne jakby woda była problemem, który trzeba szybko i sprawnie „odprowadzić”. Dlatego chodniki mają spadki do kratki, dachy rynny do pionów, podwórka – studzienki ściekowe. I choć mamy technologie, dane, materiały, to wciąż nie mamy zmiany nawyku. Nie projektujemy zatrzymywania, tylko odprowadzanie. Nie pytamy: „ile wody możemy odzyskać?” – tylko: „czy to się nie zaleje?”.
Tymczasem kryzys wodny w naszym regionie nie przyjdzie z hukiem – nie będzie miał swojego „dnia zero” jak w Kapsztadzie. Będzie miał tysiące małych dni – dni, w których studnie przestaną dawać wodę, drzewa zaczną usychać, a dachy będą coraz gorętsze. Dni, w których zabraknie cienia, wilgoci, parowania. W których ulice będą nagrzane do 50 stopni, bo nie będzie już wody, która mogłaby chłodzić. I nikt nie ogłosi wtedy stanu wyjątkowego, bo będzie już za późno.
Dlatego dziś, w czasach bezgłośnej katastrofy, pytanie „jak zatrzymać wodę?” staje się pytaniem o wszystko. O jakość życia, o odporność miast, o sens architektury. Ale też – o rolę projektanta. Bo skoro to my decydujemy o tym, gdzie spłynie każda kropla, to może właśnie my jesteśmy ostatnią linią obrony przed jej utratą?
W tym wpisie chcę pokazać, że to pytanie ma już swoje odpowiedzi – czasem bardzo konkretne, zakorzenione w jednym projekcie. W Berlinie, w miejscu niepozornym, powstał budynek, który nie tylko zatrzymuje wodę – ale też przywraca ją do obiegu. Który nie tylko adaptuje się do zmian klimatu – ale też staje się ich komentatorem. To HAUS 1 – budynek, który działa jak gąbka. I być może właśnie przez to działa jak manifest.

1. Pytanie, od którego trzeba zacząć
Jak zatrzymać wodę, zanim zniknie?
To pytanie brzmi dziś jak slogan kampanii społecznej albo tytuł manifestu. Ale powinno być czymś znacznie bardziej codziennym – pytaniem, które zadajemy sobie przy każdym projekcie. Przy każdej decyzji o dachu, o nawierzchni, o spadku terenu. Bo woda znika nie wtedy, gdy nie pada. Woda znika wtedy, gdy nie ma dla niej miejsca. Gdy wszystko spływa – z blachy, z betonu, z membran dachowych prosto do kanalizacji. I nawet jeśli deszcz wciąż się pojawia, to nie zostaje z nami na dłużej.
W miastach Europy Środkowej deszcz nie jest rzadkością – ale retencja już tak. Od lat projektujemy budynki i przestrzenie publiczne jakby woda była problemem, który trzeba szybko i sprawnie „odprowadzić”. Dlatego chodniki mają spadki do kratki, dachy rynny do pionów, podwórka – studzienki ściekowe. I choć mamy technologie, dane, materiały, to wciąż nie mamy zmiany nawyku. Nie projektujemy zatrzymywania, tylko odprowadzanie. Nie pytamy: „ile wody możemy odzyskać?” – tylko: „czy to się nie zaleje?”.
Tymczasem kryzys wodny w naszym regionie nie przyjdzie z hukiem – nie będzie miał swojego „dnia zero” jak w Kapsztadzie. Będzie miał tysiące małych dni – dni, w których studnie przestaną dawać wodę, drzewa zaczną usychać, a dachy będą coraz gorętsze. Dni, w których zabraknie cienia, wilgoci, parowania. W których ulice będą nagrzane do 50 stopni, bo nie będzie już wody, która mogłaby chłodzić. I nikt nie ogłosi wtedy stanu wyjątkowego, bo będzie już za późno.
Dlatego dziś, w czasach bezgłośnej katastrofy, pytanie „jak zatrzymać wodę?” staje się pytaniem o wszystko. O jakość życia, o odporność miast, o sens architektury. Ale też – o rolę projektanta. Bo skoro to my decydujemy o tym, gdzie spłynie każda kropla, to może właśnie my jesteśmy ostatnią linią obrony przed jej utratą?
W tym wpisie chcę pokazać, że to pytanie ma już swoje odpowiedzi – czasem bardzo konkretne, zakorzenione w jednym projekcie. W Berlinie, w miejscu niepozornym, powstał budynek, który nie tylko zatrzymuje wodę – ale też przywraca ją do obiegu. Który nie tylko adaptuje się do zmian klimatu – ale też staje się ich komentatorem. To HAUS 1 – budynek, który działa jak gąbka. I być może właśnie przez to działa jak manifest.

2. Budynek, który daje odpowiedź
Na pierwszy rzut oka HAUS 1 nie wygląda jak architektoniczny manifest. To prosty, modernistyczny budynek biurowy z lat 70., zlokalizowany w południowo-zachodnim Berlinie, na terenie dawnego kompleksu filmowego – dziś znanego jako Atelier Gardens. Miejsce przez lata pełniło funkcję zaplecza przemysłowego i produkcyjnego, z zabudową typową dla powojennego modernizmu: prefabrykowane stropy, betonowe ściany, podziały siatkowe, zero ornamentu. Funkcjonalne, tanie, łatwe do ignorowania.
Ale właśnie ten niepozorny budynek został wybrany jako pierwszy do transformacji w ramach większego planu: przekształcenia Atelier Gardens w modelowe środowisko pracy przyszłości – zrównoważone, ekologiczne i społeczne. Zamiast burzyć i budować od zera, zespół architektów zdecydował się uratować to, co już istnieje. I nadać temu nowe znaczenie.
Projekt adaptacji opracowało lokalne biuro HS-Architekten we współpracy z holenderską pracownią MVRDV. To właśnie w tym duecie – niemieckiego pragmatyzmu i holenderskiej odwagi – narodziła się wizja budynku, który nie będzie tylko „zmodernizowany”, ale przepisany na nowo pod kątem wodnego śladu.
HAUS 1 przestał być po prostu biurowcem. Stał się architektoniczną odpowiedzią na pytanie: co zrobić z wodą, zanim zniknie? Co zrobić z istniejącą architekturą, zanim stanie się bezużyteczna w nowym klimacie? Co zrobić z miastem, które dotąd wolało się wody pozbywać, niż ją zatrzymywać?
To nie jest ikona ani obiekt widowiskowy. Ale właśnie przez swoją skromność może być inspiracją. HAUS 1 pokazuje, że odpowiedzi nie zawsze wymagają nowej formy. Czasem wymagają tylko zmiany funkcji i zmiany sposobu myślenia. Nawet jeśli zaczynasz od surowego modernizmu z lat 70.

3. Jak działa ta gąbka?
Zanim zaczniemy mówić o gąbce, trzeba przypomnieć, jak zazwyczaj działa miasto.
Deszcz spada na dach – woda trafia do rynien. Dalej – do pionów, rur, kolektorów. Przebiega pod chodnikiem, mijając po drodze inne, równie nieprzepuszczalne nawierzchnie. Nie zatrzymuje się, nie wsiąka, nie paruje. Płynie. Aż znika – z naszej przestrzeni, z naszego obiegu, z naszej świadomości.
HAUS 1 odwraca ten bieg.
W tym projekcie każda kropla jest mile widziana.
Dach nie odprowadza – tylko współpracuje. Nawierzchnie nie wypierają – ale przepuszczają. Elewacje nie tylko chronią przed deszczem – ale wspierają mikroklimat, zamiast go destabilizować. Woda staje się tu pełnoprawnym aktorem architektonicznym, a nie problemem do rozwiązania przez inżynierię sanitarną.
Jednym z kluczowych elementów tej transformacji jest dach – choć nie wygląda jak typowy zielony dach.
Nie znajdziemy tu rozległego kobierca traw ani łąki kwietnej, która porasta całą powierzchnię. Zamiast tego, dach HAUS 1 został przekształcony w dostępną przestrzeń tarasową, w której zieleń funkcjonuje modułowo – w formie prefabrykowanych donic retencyjnych, rozmieszczonych rytmicznie przy krawędziach, wzdłuż ciągów komunikacyjnych, między siedziskami i balustradami. To zieleń, która działa tam, gdzie naprawdę może – bez przeszkadzania użytkownikom, bez ryzyka uszkodzeń, bez efektownych, ale nietrwałych rozwiązań.
System warstw dachowych – nawet jeśli niewidoczny – pełni funkcję retencyjną. Roślinność w donicach osadzona jest w substracie o właściwościach magazynujących wodę. Nawierzchnie tarasu zaprojektowano jako częściowo ażurowe, a cała konstrukcja uwzględnia spowolnienie odpływu wód opadowych i ich integrację z systemem retencji całego kompleksu Atelier Gardens. Dzięki temu dach nie tylko chroni przed opadem – ale go zatrzymuje, filtruje i oddaje powoli w postaci pary wodnej, transpiracji i chłodnego powietrza.
Nie jest to zatem klasyczna zielona „czapa”, ale hybryda użytkowej przestrzeni i ekologicznej infrastruktury – zrównoważona także w sensie funkcjonalnym. Dach żyje w rytmie pogody, ale również w rytmie dnia – stając się miejscem spotkań, pracy, odpoczynku. To połączenie technologii wodnej z architekturą społeczną.
Zielona powierzchnia – nawet jeśli częściowa – wpływa na otoczenie. Latem redukuje temperaturę w najbliższym sąsiedztwie, poprawia jakość powietrza, wprowadza wilgoć tam, gdzie zwykle jej brakuje. To rodzaj mikroklimatycznego zaworu bezpieczeństwa – szczególnie ważnego w zwartej, zurbanizowanej dzielnicy Wilmersdorf.
Ale na dachu się nie kończy.
Zmieniono także nawierzchnie wokół budynku – zamiast betonu i asfaltu pojawiły się permeabilne materiały: kruszywa, kostki z przerwami, powierzchnie żwirowe. Dzięki temu woda deszczowa może wsiąkać bezpośrednio w grunt – a nie tylko spływać w kierunku najbliższej kratki ściekowej. W praktyce oznacza to, że teren wokół budynku funkcjonuje jako lokalna strefa infiltracji, wspomagająca naturalny obieg wody w miejscu, gdzie wcześniej dominował miejski beton.
Trzeci element to obieg wody szarej – czyli rozwiązanie już bardziej „instalacyjne”, ale nie mniej znaczące. System filtracji i powtórnego wykorzystania wody z umywalek i pryszniców pozwala na jej użycie np. do podlewania zieleni czy spłukiwania toalet. W kontekście biurowca, w którym dziennie pracuje kilkadziesiąt osób, to realna oszczędność i jednocześnie edukacja – bo użytkownicy widzą, jak działa budynek, który „nie marnuje”.
A wszystko to nie zostało zaprojektowane jako spektakl.
Nie ma tu efektownych zbiorników eksponowanych na fasadach. Nie ma strzelistych fotowoltaicznych baldachimów ani komunikatów LED o ilości zaoszczędzonych litrów. HAUS 1 działa cicho. Retencja dzieje się tu przez materię – przez drewno, ziemię, rośliny, nawierzchnie, instalacje. Tak, jak woda – nie spektakularnie, ale skutecznie.
Ten budynek nie opowiada o wodzie. On ją zatrzymuje.
Po swojemu. Skromnie. Funkcjonalnie. Ale bez wahania.

4. Zmiana sposobu myślenia o architekturze
W HAUS 1 zmieniono nie tylko dach i nawierzchnie. Zmieniono logikę projektowania.
To już nie jest budynek, który „chroni” przed wodą. To budynek, który z wodą współpracuje.
I to właśnie ta zmiana – subtelna, ale fundamentalna – wydaje się dziś najważniejsza.
Bo przez dekady przyzwyczailiśmy się do myślenia o architekturze jako o barierze.
Dach ma zatrzymać deszcz. Ściana ma nie przepuszczać wilgoci. Posadzka ma być sucha. Projektowaliśmy, jakbyśmy toczyli nieustanną wojnę z wodą – z zaciekiem, z przeciekiem, z kałużą.
Tymczasem rzeczywistość się zmieniła. Klimat się ociepla. Lata stają się suchsze, opady – rzadsze, ale bardziej gwałtowne. Zmniejszają się zasoby wód gruntowych, coraz trudniej o naturalne nawodnienie zieleni miejskiej. I nagle okazuje się, że woda to nie wróg. To sojusznik – jeśli tylko pozwolimy jej zostać.
HAUS 1 pokazuje, jak może wyglądać ten sojusz.
Nie chodzi tu o budowę gigantycznych zbiorników retencyjnych ani o wielką politykę klimatyczną. Chodzi o mikroobieg – o to, co można zatrzymać na własnym dachu, na podwórku, pod elewacją. Chodzi o to, by każda kropla miała szansę trafić z powrotem do gruntu, do powietrza, do systemu. By nie znikała bez śladu.
To myślenie wymaga od projektanta porzucenia pewnego nawyku: projektowania w oderwaniu od pogody. Od zjawisk atmosferycznych, od lokalnych opadów, od retencji i parowania. To coś więcej niż ekologia – to architektoniczna uważność: na materiały, na cykle, na miejsce.
W HAUS 1 ten sposób myślenia objawia się w detalach. Dach nie kończy się nagle – rozszerza się o zieloną strefę. Nawierzchnia nie „zamyka” podwórka – otwiera je na przepływ wody. Nawet elewacje, choć modernistycznie proste, współtworzą nową równowagę: nie próbują błyszczeć, tylko pracować w rytmie klimatu.
To architektura, która nie wypiera się rzeczywistości – tylko się do niej dostosowuje.
Zamiast odprowadzać – zatrzymuje.
Zamiast odgradzać – chłonie.
Zamiast walczyć – współdziała.
I może właśnie to jest najbardziej inspirujące w HAUS 1: nie forma, nie technologia, nie budżet.
Ale to, że ktoś miał odwagę zapytać:
„Co, jeśli to nie woda ma się dostosować do budynku – ale budynek do wody?”
5. Co by było, gdyby nie?
Wyobraźmy sobie, że historia HAUS 1 potoczyła się inaczej.
Że inwestor postawił na szybki lifting – nowa fasada, energooszczędne okna, panele fotowoltaiczne na dachu. Może nowa kostka na podwórku, może trochę nasadzeń, ale bez głębszej zmiany strukturalnej. Nic, czego nie można byłoby wpisać w standardowy scenariusz „zrównoważonej modernizacji”.
Taki budynek wyglądałby lepiej. Byłby może nawet bardziej błyszczący – nowe elewacje z płyt kompozytowych, energooszczędne szyby, modna kolorystyka. Na stronie inwestycji znalazłaby się zakładka „eko”, w której wymieniono by certyfikat energetyczny, liczbę watów generowanych przez dach i zastosowane systemy HVAC.
Ale w gruncie rzeczy – nic by się nie zmieniło.
Woda nadal spływałaby z dachu do rynien. Nadal trafiałaby do kanalizacji. Nadal znikałaby z miejsca, w którym spadła – jakby jej obecność była problemem, który trzeba jak najszybciej usunąć z pola widzenia.
To właśnie dlatego HAUS 1 jest tak istotny.
Bo zamiast iść utartą ścieżką „estetyzacji pod pretekstem efektywności”, jego autorzy zdecydowali się odwrócić logikę modernizacji.
Zamiast wymazywać ślady przeszłości – zachowali strukturę budynku.
Zamiast przykrywać dach – zamienili go w urządzenie hydrologiczne.
Zamiast wypierać wodę – wpuścili ją z powrotem do cyklu.
To nie była najbardziej opłacalna decyzja. Ani najszybsza. Ani najbardziej widowiskowa.
Ale to była decyzja, która zostawia ślad – w ziemi, w powietrzu, w lokalnym ekosystemie.
Bo zrównoważony rozwój to nie tylko energetyka. To też hydrologia miejsca, świadomość lokalnych zasobów, gotowość do współpracy z tym, co naturalne, nawet jeśli niewidoczne.
Dlatego HAUS 1 nie jest tylko inspiracją. Jest przestrogą.
Bo pokazuje, jak łatwo byłoby przejść obok tego budynku obojętnie. Zmodernizować go „tak jak zawsze”. Zrobić to, co bezpieczne, szybkie, akceptowalne przez Excela.
Tymczasem prawdziwa zmiana – ta, która dotyczy środowiska – nie zawsze mieści się w arkuszu kalkulacyjnym. Czasem mieści się w decyzji o tym, że dach nie musi być martwą powierzchnią. Że grunt może wchłaniać. Że woda może zostać.

6. Kto za tym stoi i dlaczego to ważne
Za projektem HAUS 1 stoją dwa biura, które na pierwszy rzut oka dzieli wszystko: skala działania, ton języka, estetyka. A jednak to właśnie to połączenie – HS-Architekten z Berlina i MVRDV z Rotterdamu – stworzyło przestrzeń, w której rewitalizacja stała się czymś więcej niż poprawką.
HS-Architekten to berlińskie studio o specjalizacji niemal nieefektownej: rewitalizacja, adaptacje, transformacje istniejących budynków. Ale właśnie w tej nieefektowności tkwi siła ich podejścia. Dla nich architektura to proces odzyskiwania, a nie produkcji. Zamiast tworzyć „nowe ikony”, pracują na „starym mięsie” miasta – analizują, co można uratować, gdzie da się dodać nowe funkcje, jak wpiąć współczesne potrzeby w istniejącą materię. Ich język projektowy nie epatuje formalnym gestem. Jest skromny, ale głęboko przemyślany.
W przypadku HAUS 1 to HS-Architekten wzięli na siebie odpowiedzialność za całość procesu transformacji – od rozpoznania konstrukcji po dostosowanie budynku do nowych potrzeb użytkowych. Ale wiedzieli, że jeśli ten projekt ma stać się bardziej niż tylko modernizacją, potrzebna będzie perspektywa z zewnątrz – kogoś, kto myśli o mieście jako o organizmie. I dlatego do współpracy zaproszono MVRDV.
Holenderskie studio jest przeciwieństwem lokalności. Odważne, konceptualne, bezkompromisowe. Ich projekty często balansują na granicy urbanistycznej utopii – ale właśnie dlatego są tak potrzebne w świecie nadmiaru kompromisów. MVRDV wniosło do HAUS 1 nie tylko estetykę i know-how, ale przede wszystkim perspektywę systemową: spojrzenie na wodę jako komponent architektoniczny, nie dodatek.
To oni pomogli nadać projektowi ramę symboliczną – uczynić z zielonego dachu nie tylko narzędzie retencji, ale także nośnik idei. Dach jako gąbka, budynek jako filtr, miejsce pracy jako ogniwo miejskiego obiegu wody.
Co ważne, MVRDV nie próbowało zdominować projektu. Zamiast „wielkiego gestu”, wybrali „małą zmianę o dużym znaczeniu”.
Bo czasem największym aktem odwagi projektowej jest nie postawić czegoś nowego, ale nadać nowe życie temu, co już stoi.
W jednym z materiałów prasowych, twórcy Atelier Gardens napisali:
„Zamiast pytać, co możemy zbudować, zapytaliśmy: co możemy zachować? I jak to, co zachowane, może pomóc przetrwać przyszłości?”
To zdanie można by spokojnie przypisać każdemu architektowi pracującemu dziś z myślą o wodzie. Ograniczenia? Są. Ale największe z nich to nie budżet. To nawyki myślowe – które właśnie tacy projektanci próbują łamać..

7. Czego nas to uczy jako projektantów?
HAUS 1 nie daje gotowych przepisów. Nie oferuje katalogowych rozwiązań ani pakietu „zrównoważonego designu” do wdrożenia na każdej działce. Ale to właśnie jego siła – bo zmusza do myślenia, a nie kopiowania. Każdy element tej transformacji jest odpowiedzią na konkretne warunki miejsca, budżetu, konstrukcji i klimatu. Ale z tej mozaiki decyzji wyłaniają się zasady, które można – i warto – zastosować szerzej.
Po pierwsze: adaptacja to najczystsza forma zrównoważenia.
Jeśli budynek już stoi, nie zaczynaj od pytania, co można z nim zrobić wizualnie. Zacznij od pytania: co już robi dla miejsca, a co jeszcze mógłby robić? W przypadku HAUS 1 okazało się, że dach może nie tylko chronić, ale zatrzymywać, nawierzchnia może przepuszczać, a instalacje mogą krążyć wodę, zamiast ją odprowadzać. To zmiana skali projektowania – z formy na funkcję w czasie.
Po drugie: każdy dach może być gąbką.
To nie metafora – to wezwanie do działania. Dachy to największe, najczęściej niewykorzystane powierzchnie miast. Zielony dach to nie ozdoba – to infrastruktura: retencyjna, chłodząca, produkująca cień i wilgoć. Może nie uratuje świata, ale może ocalić lokalny mikroklimat. A to wystarczy.
Po trzecie: woda to zasób, nie odpad.
To najbardziej fundamentalna zmiana mentalna, jaką trzeba przeprowadzić w projektowaniu. Każdy spadek, każda rynna, każdy chodnik może działać inaczej, jeśli nie zakładamy, że celem jest „pozbyć się wody”. Projektujmy z myślą o zatrzymywaniu, filtracji, infiltracji, ponownym wykorzystaniu.
Po czwarte: zieleń to technologia.
Roślinność w mieście nie może być traktowana jako dekoracja. Musi być projektowana tak, jak projektujemy systemy HVAC – z uwzględnieniem obciążeń, przepływów, retencji, serwisu. Zielone dachy, podwórka, ekstensywne nasadzenia – to wszystko są aktywni partnerzy wodnego cyklu.
Po piąte: myśl systemowo, nie tylko budynkowo.
HAUS 1 nie zatrzymuje wody „dla siebie”. On ją wpuszcza z powrotem w lokalny obieg – w grunt, w powietrze, w tkankę sąsiedztwa. Dlatego każda decyzja projektowa powinna wychodzić poza granice działki. Pomyśl: jak ten budynek wpływa na otoczenie, jak jego retencja zmienia bilans wodny kwartału, dzielnicy, miasta.
Wszystkie te wnioski prowadzą do jednej konkluzji:
nie ma zrównoważonej architektury bez wody.
Nie ma świadomego projektowania bez pytania o to, co stanie się z deszczem, gdy spadnie na nasz projekt. I nie ma przyszłości dla architektury, która tej wody nie będzie chciała zatrzymać.
8. Klamra: woda, która zostaje
Zatrzymać wodę – zanim zniknie.
Na początku brzmiało to jak pytanie. Teraz widać, że to raczej propozycja zmiany. Sposobu projektowania. Sposobu myślenia. Sposobu życia.
Bo woda nie znika naprawdę. Nie wyparowuje z planety. Nie ucieka na inną orbitę.
Woda znika z naszej przestrzeni – z miejskich podwórek, z dachów, z parków, z ulic.
Znika, bo nie projektujemy jej miejsca. Bo traktujemy ją jak kłopotliwego gościa, który powinien jak najszybciej opuścić naszą działkę.
Ale HAUS 1 pokazuje, że można inaczej.
Że nawet stary, surowy biurowiec może działać jak gąbka. Może wchłaniać deszcz, oddychać wilgocią, pomagać w obiegu. Że budynek może nie tylko stać w mieście – ale być jego częścią.
Nie betonową plamą na mapie. Ale elementem, który przywraca równowagę – choćby na kilkudziesięciu metrach kwadratowych dachu.
To nie jest rewolucja. To gest. Ale właśnie takich gestów potrzebujemy dziś najbardziej.
Zamiast projektów, które udają, że wszystko da się jeszcze kontrolować – potrzebujemy projektów, które uczestniczą w tym, co niekontrolowane. W obiegu, w cyklu, w deszczu.
Nie wiemy, ile jeszcze wody spadnie. Ile jeszcze lat pozwolą nam projektować swobodnie, zanim przepisy wymuszą działanie. Ale wiemy jedno: każda decyzja projektowa, która pozwala wodzie zostać – zostaje z nami na dłużej.
Może więc zamiast pytać „jak zatrzymać wodę?”
Powinniśmy zapytać: gdzie chcemy, żeby została?
Żródła
https://www.mvrdv.com/projects/1079/haus-1
Fotografia:
© Schnepp Renou
© Lukas Drobny